wtorek, 31 stycznia 2017

COŚ Z TERAZ - MY LITTLE PONY

Było coś z zamierzchłych czasów, teraz coś aktualnego.

Zbliżają się urodziny mojej siostrzenicy, której jednocześnie jestem chrzestną. Od kilku lat Milenka ma totalnego bzika na punkcie koników My Little Pony. Więc postanowiłam pójść po najprostszej linii i nie utrudniać sobie zadania. Prezent wybrała sobie sama (zamek księżniczki koników), natomiast kartkę urodzinową wykonałam ja. Nie trzeba rozmyślać co będzie na tej kartce:



Teoretycznie najtrudniejsza, najbardziej pracochłonna część za mną. Teraz trzeba zastanowić się nad oprawą, udekorowaniem, napisami... Niby nic, ale dla mnie jako perfekcjonistki (a już na pewno gdy haftowany obraz wychodzi spod mojej ręki) musi to być wykonane najlepiej. 

Akurat jestem na zwolnieniu lekarskim, więc mam czas na spokojne wykonanie prezentu. Efektami podzielę się za kilka dni. 

POCZĄTEK

Przygoda z haftowaniem zaczęła się już w szkole podstawowej. Na zajęciach z techniki, które zawsze bardzo lubiłam. I z nauczycielką, której szczerze nie cierpiałam. Zresztą ona też nie żywiła do mnie szczególnie przyjaznych uczuć. No ale... było minęło. W każdym razie to ona zapoznała i zainteresowała mnie tą techniką.

Minęły lata, materiały leżały w szafce gdzieś na dnie i czekały. Na co? Abym rozbudziła w sobie zapomnianą pasję. Nie pamiętam dokładnie kiedy ponownie sięgnęłam po nici. Było to już kilka ładnych lat temu. Pierwszy efekt pracy:


Pod względem technicznym jest to gorzej niż dno, ale mam do niego sentyment. Jest to moja pierwsza praca. No ale na tym to właśnie polega. Uczymy się na błędach, aby z czasem dojść po perfekcji. Ja jestem na dobrej drodze ;)